czwartek, 1 września 2016

Witajcie w gronie „agentów Putina”! Owczy pęd dotarł do paszczy banderowskiego wilka...

Dobrze, że wywiad z ukraińskim politykiem Jurijem Szuchewyczem w „Gazecie Wyborczej” przeczytałem dopiero wieczorem. Miałem czas się przespać, ochłonąć z przekleństw, które w pierwszej chwili cisnęły mi się na usta i obrzydzenia, które wywołują we mnie jego słowa. Wolę zwrócić się do tych w Polsce, którzy pomogli wyhodować na Ukrainie takie potwory...


Zanim jednak o nich, bardzo krótko przypomnę, co powiedział Jurij Szuchewycz – dla tych, którzy jeszcze nie czytali.
Otóż zarzuca on Polakom, że uchwałą o ludobójstwie wołyńskim „za pieniądze Moskwy” wypowiedzieli Ukrainie wojnę hybrydową i wbili „nóż w plecy”, jak niegdyś robiła to rzekomo AK wspólnie z Niemcami i sowietami. „Ile Putin i Kreml zapłacili waszym posłom? Ile?” – pyta zacietrzewiony syn ludobójcy Polaków Romana Szuchewycza.
Ludobójstwo UPA na Wołyniu usprawiedliwia rzekomym mordowaniem przez Polaków Ukraińców na Chełmszczyźnie, pacyfikacjami ukraińskich wsi, „brutalną okupacją ukraińskich ziem etnicznych przez II Rzeczpospolitą” itp. Nazywa Polaków „liderami w kolaboracji z sowietami”.
Masowe mordowanie polskich kobiet i dzieci Szuchewycz określa mianem „perfidnej, przemyślanej” polskiej operacji propagandowej aby „zohydzić i uczynić zbrodniarzami naszych bohaterów”. „Niedługo naliczycie tych ofiar więcej, niż było przed wojną wszystkich Polaków na zachodniej Ukrainie” – mówi.
Według niego, na Wołyniu miała miejsce ukraińska „samoobrona”, „partyzancka wojna i masowe antypolskie wystąpienie ukraińskiego ludu umęczonego kolonialnym uciskiem ze strony Polaków”. Oczywiście po raz kolejny sławi Banderę jako „niezaprzeczalny symbol ukraińskiego patriotyzmu”, każdego kto tak nie uważa nazywa zdrajcą i chce stawiać przed sądem.
Szuchewycza – juniora wścieka też, że Polacy pamiętają swoją historię. „Sądzi pan, że nie wiem, co Polacy kryją w głębi serca? Sentymenty o Polsce od morza do morza! Ot co! Wilno nasze, Lwów nasz. Proszę się rozejrzeć po Lwowie latem, wszędzie wycieczki waszych kresowiaków. Jak się ich posłucha, otwierają się oczy: to polski uniwersytet, to cmentarz polskich bohaterów, tu polskie to, tam polskie tamto” – oburza się w rozmowie z dziennikarzem „GW” ukraiński polityk.
Dodajmy, że wcześniej publicznie wzywał też do przyłączenia do Ukrainy polskich ziem – „Łemkowszczyzny”, „Nadsania”, Chełmszczyzny i Podlasia.
Nie ma oczywiście sensu polemizować z wariatem, tak jak nie ma sensu kopać się z koniem i udowadniać, że czarne nie jest białe. Problem jednak w tym, że dla niemal całej ukraińskiej elity politycznej Jurij Szuchewycz nie jest wariatem, tylko wielkim autorytetem moralnym, wyrazicielem tego, co myśli zdecydowana większość z nich.
Rozumiem, że po tej lekturze grono polskich entuzjastów bezwarunkowego wspierania Ukrainy znacznie stopnieje, a wielu z nich ma dziś ciężkiego moralnego kaca. Jak do tego doszło? Jak wyhodowaliśmy za swoją wschodnią granicą takiego potwora? – zastanawia się pewnie niejeden.
Ja chciałbym z tym pytaniem zwrócić się do tych polskich polityków, publicystów i działaczy społecznych, którzy przez ostatnie lata hołubili u nas neobanderyzm, a w najlepszym przypadku przymykali nań oczy w przekonaniu, że z czasem „ukraińska władza się ucywilizuje”.
Z tymi, którzy uważają, że na ołtarzu bieżącej polityki trzeba poświęcić i zapomnieć prawdę historyczną w ogóle nie polemizuję bo szkoda czasu. Ale pytam tych, którzy znają historię, was – którzy wiecie jak działała na masy totalitarna ideologia sowiecka czy hitlerowska, którzy znacie jakoby psychologię tłumu – jak mogliście być tak zaślepieni? Na co liczyliście w swojej wyrozumiałości?
Przecież jeśli statystyczny ukraiński polityk – od prezydenta po sołtysa – średnio 50 razy powtórzył publicznie, że „Bandera i UPA byli wielkimi bohaterami”, jeśli odsłonił co najmniej jedną tablicę lub pomnik na ich cześć i powiesił nad swoim biurkiem portret, jeśli każdy ukraiński dziennikarz napisał to samo kilka razy to jak sobie wyobrażacie, że nagle się od tego odetną?
Przecież jeśliby to teraz zrobili to zostaliby zmieceni przez własny naród, tak jak Putin zostałby zmieciony przez sfanatyzowane masy, gdyby nagle potępił zbrodnie Związku Sowieckiego i Stalina.
Na jakiej racjonalnej przesłance opieracie swoją wiarę, że na Ukrainie nagle wszystko się zmieni, że tamtejsze elity polityczne w końcu „dojrzeją i przejrzą na oczy”? Bo tak byście chcieli? Czy może wierzycie w moc sprawczą waszej argumentacji? Na Ukrainie nikt jej nie słyszy i coraz bardziej nie chce słyszeć bo narkotyk neobanderyzmu jest o wiele przyjemniejszy i pozwala wygodnie rządzić.
Czy wasza naiwna wiara nie przypomina do złudzenia tego popularnego na Zachodzie, a i u nas pod rządami PO przed 2010 r. przekonania, że „Putin się ucywilizuje i zdemokratyzuje”, że „ani mu w głowie jakakolwiek wojna”, że „w gruncie rzeczy chce współpracy z Zachodem”? Już tego nie pamiętacie?
Nie pamiętacie z lekcji historii, jak przed 1939 r. Europa była święcie przekonana, że „Hitler się nie odważy bo wojna mu się nie opłaca”? Więc dlaczego teraz popełniacie ten sam błąd myślowy w stosunku do ukraińskiego neobanderyzmu? Na co liczycie? Na cud? Nie będzie cudu, będzie coraz gorzej bo kłamstwo raz rozpętane i nie tępione w zarodku błyskawicznie ujarzmia całe masy.
Nie ma „lepszych i gorszych” ideologii totalitarnych. Banderyzm był takim samym złem jak komunizm i faszyzm, takim samym kultem zbrodni „w imię wyższego celu”, tak samo postulował bezwzględne zdeptanie i fizyczną likwidację każdego innego narodu, który stoi na drodze do „szczęścia własnej nacji”.
To było takie samo zło, tyle że na mniejszą skalę, gdyż potencjał i zasięg działania UPA nie był taki jak Niemiec czy ZSRR. Można sobie tylko wyobrazić co by się stało, gdyby Bandera czy Roman Szuchewycz mieli takie możliwości jak Hitler czy Stalin.
Dziś kult tej ideologii i jej przywódców stał się podstawą odbudowy państwowości Ukrainy. Nie z wyboru zwykłych ludzi, z których zdecydowana większość już dawno o niej zapomniała. To wybór nowych elit tego kraju, jego polityków, dziennikarzy, działaczy społecznych, którzy to odkopali, podgrzali, wynieśli na pomniki i gremia polityczne, wprowadzili do programów nauczania.
A ludność, młodzież nie znająca prawdziwej historii, wchłania to masowo – w milionach – w telewizji, w szkołach, w Internecie i w czasie oficjalnych obchodów, gdyż przyjemniej jest czcić własnych bohaterów niż przyznać, że miało się w swojej historii czarną kartę ludobójstwa.
Nie powstrzymacie tego waszymi „edukacyjnymi inicjatywami”, hobbystycznymi seminariami, ani tzw. „dialogiem historyków”, który od lat jest tylko pobożnym życzeniem. Łudzicie się, że jak w kulisach jakiejś konferencji jakiś drugorzędny ukraiński polityk przyzna wam rację – ale po cichu, żeby jego koledzy nie słyszeli – to w ten sposób „wychowacie” całą Ukrainę? Przecież to śmieszne.
Ta fala pędzi dziś w zupełnie inną stronę i już nie macie na to żadnego wpływu. Owszem, mieliście go kiedy to wszystko dopiero się na Ukrainie rozkręcało. Wtedy można było wpłynąć na ukraińskie elity, stłumić zło w zarodku, wskazać inną drogę.
Ale wtedy byliście zajęci zaciekłym zwalczaniem tych, którzy w Polsce próbowali przed tym ostrzegać. Wtedy woleliście przymykać oczy na rosnące zło neobanderyzmu w imię „umacniania ukraińskiej tożsamości narodowej”, a każdego kto się z wami nie zgadzał wyzywaliście od „agentów Putina”, nie zauważając, że w ten sposób sami nieświadomie działacie na jego korzyść.
Wydawało się wam, że w ten sposób „popieracie Ukrainę”, a zachowywaliście się jak słoń w składzie porcelany. Swoją arogancją, irytującym przekonaniem o własnej nieomylności i obrażaniem uczciwych ludzi przysporzyliście tej Ukrainie więcej wrogów w Polsce, także wśród Polaków potencjalnie jej życzliwych, niż gdybyście w ogóle milczeli.
Dziś Szuchewycz – junior pokazał, że ma całe to wasze „poparcie” w głębokim poważaniu, radzi już sobie bez niego. A za to, że tylko nieśmiało zająknęliście się o Wołyniu uderzył w was tą samą bronią, którą wy uderzaliście wcześniej w swoich adwersarzy – nawyzywał was od „agentów Kremla”. Jak się czujecie w tej roli? Miło? Jak myślicie, ilu ukraińskich polityków go za to potępi, odetnie się?
Nie mam jednak złudzeń, że po tej lekcji pokory uderzycie się w pierś, przyznacie się do błędu, wyciągnięcie z tego wnioski. Wiem, że tego nie potraficie, nie każdy ma w sobie tyle odwagi cywilnej i niezaślepionego politycznie samokrytycyzmu co chociażby Tomasz Maciejczuk. Jak zwykle: „nie ma winnych – są tylko zadziwieni, nie ma winnych – są tylko zaskoczeni”.
Zresztą nie zależy mi na tym, żebyście przepraszali, to co zrobicie nie ma już w ogóle żadnego znaczenia. Dziś Ukraina decyduje już bez waszego udziału i samodzielnie ochoczo pędzi drogą zakłamanej ideologii historycznej, którą wybrali dla niej – przy waszej pobłażliwości, a często zachwyconym beczeniu – jej politycy.
Dla mnie – Polaka, która zna swoją historię i ma swoją godność – jest to kierunek nie do przyjęcia. Nie wiem czym to się skończy, gdyż w odróżnieniu od was nie jestem wszechwiedzący. Ale, że idzie to w bardzo złą stronę – nie mam złudzeń.
Na razie ta nacjonalistyczna ukraińska fala zderzyła się na Wschodzie z konkurencyjną falą rosyjskiego imperializmu, groźną również dla nas. Pewnie to tam, w Donbasie, będzie się wszystko prędzej czy później ostatecznie rozstrzygało.
Najwyraźniej ukraińskie władze są na tyle pewne swego, że są gotowe – ustami takich polityków jak Szuchewycz – junior, Wiatrowycz i wielu im podobnych – ostatecznie zrazić do siebie nawet tego jedynego oprócz USA realnego sojusznika, który im jeszcze został, czyli nas (vide: Andrzej Duda jako jedyny zagraniczny prezydent na niedawnych obchodach w Kijowie).
Tym swoim jednym wywiadem dla „Gazety Wyborczej” syn kata Polaków przysporzył bowiem Ukrainie w Polsce setki tysięcy nowych wrogów, a skutecznie zniechęcił do idei pomagania jej może nawet miliony. To już się stało i nie ma większego znaczenia jak teraz będą próbowali tłumaczyć lub interpretować jego słowa różni publicyści czy politycy.
Natomiast jeśli władze w Kijowie nie mają absolutnej pewności zwycięstwa, a nadal zachowują się tak jak się zachowują, to w końcu zaczynam rozumieć dlaczego przez tyle stuleci Ukraina nie była w stanie zbudować własnej państwowości. Zacietrzewiona głupota, niegdyś ta kozacka, a dziś ta naobanderowska, nie pozwala przecież myśleć i zachowywać się racjonalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze