poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Fallaci: Hiszpańska lewica, czyli od Marxa do Mahometa...

Z bloga RAM..."To tu rodzi się pytanie, które dręczy mnie od ponad dwóch lat: Jak to jest możliwe, że dopuściliśmy do zaistnienia tego rodzaju sytuacji?!?..." 
Od Karola Marxa do Mahometa – hiszpańskie demoniczne przymierze pomiędzy lewicą i fundamentalistami islamskimi
Da Karl Marx a Maometto. La diabolica alleanza spagnola tra sinistra e fondamentalisti...


http://www.ilgiornale.it/news/politica/karl-marx-maometto-diabolica-alleanza-spagnola-sinistra-e-1431783.html


W roku 2004, Oriana Fallaci w książce "Potęga rozumu" napisała: "Proces islamizacji w Madrycie przebiega szybko".




Oriana Fallaci      19 sierpień 2017     tłum. RAM

W szczególny sposób odnosi się to do Hiszpanii.
Do tej Hiszpanii, w której od Barcelony po Madryt, od San Sebastian po Valladolid, od Alicante po Jerez de la Frontera – można znaleźć najlepiej wyszkolonych terrorystów Europy.

(Bowiem nie przez przypadek w lipcu 2001, tj. zanim Mohammed Atta – świeżo upieczony absolwent architektury osiedlił się w Miami – zatrzymał się w Hiszpanii i odwiedził swego kolegę – eksperta od materiałów wybuchowych, osadzonego w więzieniu w Tarragonie).


Do tej Hiszpanii, w której od Malagi po Gibraltar, od Kadyksu po Sewillę i od Kordoby po Grenadę – nababowie marokańscy, saudyjska rodzina królewska oraz emirowie z Zatoki Perskiej zakupili najpiękniejsze ziemie.

To właśnie tutaj finansują oni propagandę i prozelityzm, wynagradzają 6 000 dolarów kobiety, które przeszły na islam i urodziły chłopca, obdarowują 1000 dolarów nastolatki i dziewczynki noszące hijab. To jest Hiszpania, w której prawie wszyscy jej obywatele wierzą jeszcze w legendę Złotego Wieku Andaluzji i widzą Andaluzję mauretańską jako Raj Utracony.


To w tego rodzaju Hiszpanii funkcjonuje ruch polityczny o nazwie "Stowarzyszenie na rzecz Powrotu Andaluzji do Islamu". A w zabytkowej dzielnicy miasta Albaicin (dziś dzielnica Grenady) – w odległości zaledwie kilku metrów od klasztoru, w którym mieszkają mniszki zakonu św. Tomasza – w ubiegłym roku zainaugurowany został Wielki Meczet Grenady, wraz z należącym do niego Centrum Islamskim.



Wydarzenie stało się możliwe dzięki Porozumieniu, jakie w roku 1992 podpisał socjalista Felipe González, a którego celem było zapewnienie hiszpańskim muzułmanom pełnego uznania prawnego, zrealizowanego za sprawą miliardów wypłaconych przez Libię, Malezję, Arabię Saudyjską, Brunei oraz niewiarygodnie bogatego sułtana Sharjah'a, którego syn otwarł uroczystość stwierdzając: "Przybyłem tutaj z uczuciami powracającego do własnej ojczyzny",  a na co hiszpańscy nawróceni na Islam (których jedynie w samej Grenadzie jest 2000) odpowiedzieli: "Odnajdujemy nasze korzenie".

Być może trudność "strawienia" 8 wieków jarzma muzułmańskiego (czego skutkiem jest zjawisko posiadania jeszcze dziś przez zbyt wielu Hiszpanów Koranu we krwi) powodują, iż Hiszpania jest krajem europejskim, w którym proces islamizacji przebiega w sposób bardziej spontaniczny, a także trwa od dłuższego czasu.

Jak wyjaśnia Alexandre Del Valle – francuski ekspert z dziedziny geopolityki, który na temat ofensywy i totalitaryzmu islamskiego napisał kilka ważnych książek (oczywiście wydrwionych, znieważonych i oczernionych przez politically correct) – "Stowarzyszenie na rzecz Powrotu Andaluzji do Islamu" powstało w Kordobie ponad 30 lat temu, ale jego założycielami bynajmniej nie byli synowie Allaha. Stali się nimi Hiszpanie należący do ekstremistycznej lewicy, którzy rozczarowani faktem gentryfikacji proletariatu, a więc tym samym tęskniący za oddaniem się innym mistycznym upojeniom –  odkryli Boga Koranu –  przechodząc od Karola Marxa do Mahometa.

Na takie dictum – nababowie z Maroka, królewska rodzina z Arabii Saudyjskiej oraz emirowie z Zatoki Perskiej pospieszyli by pobłogosławić im pieniędzmi i w tenże sposób organizacja ta rozkwitła. Wzbogaciła się szybko w apostatów, którzy przybywali z Barcelony, z Guadalajary, z Valladolid, z Ciudad Real, z León, jak również z Wielkiej Brytanii, ze Szwecji, Danii, Włoch, Niemiec i Ameryki.

Rząd nie zainterweniował. Zaistniała sytuacja bynajmniej nie zaniepokoiła Kościoła Katolickiego.

W roku 1979, w imię ekumenizmu biskup Kordoby pozwolił nawet na obchodzenie Święta Ofiar (podczas którego zarzyna się niezliczoną ilość jagniąt) wewnątrz katedry. W imię hasła "Wszyscy jesteśmy braćmi".

Pozwolenie spowodowało jednakże trochę problemów. Wyrzucono krzyże, poprzewracano figury Matki Bożej, wnętrzności jagniąt trafiły do kropielnic.

W rok potem biskup wysłał muzułmanów do Sewilii.

Ale tutaj trafili właśnie w obchody Wielkiego Tygodnia. O Boże!

Jeżeli jest na świecie coś bardziej przerażającego od Święta Ofiar, to był nim Wielki Tydzień w Sewilii. Jej dzwony dzwoniące na pogrzeb, jej posępne procesje, jej makabryczne Drogi Krzyżowej jej biczujący się  nazarenos. Jej zakapturzeni uczestnicy, postępujący naprzód – bijąc w bębny – i wołający "Niech żyje muzułmańska Andaluzja, Precz z Torquemadą. Allah zwycięży". I tak to nowo-nabyci "bracia" rzucili się na ex-braci w Chrystusie i pobili ich.

Skutkiem tego wygoniono ich również z Sewilli.

Przenieśli się do Grenady, gdzie zainstalowali się w zabytkowej dzielnicy Albaicin – i tu wreszcie dochodzimy do sedna sprawy. Ponieważ – pomimo naiwnego antyklerykalizmu, który wyeksplodował podczas procesji wielkotygodniowej – bynajmniej nie byli oni osobnikami łatwowiernymi. W Grenadzie zbudowali warunki podobne do tych, jakie w owych latach pochłaniały Bejrut, a które obecnie pożerają wiele miast francuskich, angielskich, niemieckich, włoskich, holenderskich, szwedzkich i duńskich.

Ergo, dziś dzielnica Albaicin jest pod każdym względem państwem w państwie. Jest lennem islamskim, żyjącym podług własnych praw i posiadającym własne instytucje. Ma swój szpital, swój cmentarz, swoją rzeźnię, swoją gazetę "La Hora del Islam", własne wydawnictwa, biblioteki, szkoły (które uczą jedynie Koranu na pamięć), własne sklepy, bazary, warsztaty rzemieślnicze i banki.

Ponadto, funkcjonuje nawet jego własna waluta – jako że kupuje i sprzedaje się używając do tego celu monet ze złota i srebra, bitych na wzór  dirham,  będących w użyciu za czasów Boabdila – feudała z antycznej Grenady (monety bite są w mennicy w zaułku San Gregorio, co – hiszpańskie ministerstwo finansów za względu na porządek publiczny – udaje, że nie widzi).

To tu rodzi się pytanie, które dręczy mnie od ponad dwóch lat:

Jak to jest możliwe, że dopuściliśmy do zaistnienia tego rodzaju sytuacji?!?



***


Szariat i Shomrim – oznaki rozpadającego się państwa
http://ram.neon24.pl/post/137393,szariat-i-shomrim-oznaki-rozpadajacego-sie-panstwa


Źródło: http://ram.neon24.pl/post/139806,fallaci-hiszpanska-lewica-czyli-od-marxa-do-mahometa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze