sobota, 6 stycznia 2018

Właściciele tego świata...

Z bloga Roberta Grünholz...Obaj moi rozmówcy postanowili zachować pełną anonimowość. Nasze rozmowy odbyły się w wydzielonej części publicznej kawiarni w Sztokholmie na przełomie października i listopada 2017 roku. W serii tych wpisów zawarłem wszystkie najciekawsze fragmenty z trzech rozmów, trwających w sumie siedem godzin. Osobiście dokonałem tłumaczenia z języka szwedzkiego i częściowo z języka angielskiego. W najbliższym czasie nie planuję udostępnienia nagrań, które skopiowałem i rozdałem osobom niezaznajomionych z ich pełną treścią, ale świadomym tego, czego nasze rozmowy dotyczyły. W pierwszej części przewodnim tematem rozmowy jest konflikt w Syrii i sytuacja na Bliskim Wschodzie, a także nadchodzące konflikty w innych częściach świata.
Robert Grünholz...



Część 1 



Ja: Dziękuję wam obu za przyjście. Tak jak już wcześniej ustaliliśmy, będę nagrywać wszystkie nasze rozmowy. Jeśli zechcecie, bym usunął jakikolwiek fragment bądź zrezygnował z publikacji choćby jednego zdania, będziecie mieli czas, by to przemyśleć i mnie o tym poinformować.

M: Zgoda.

T: W porządku.

Ja: Zacznijmy może od ciebie, M. Powiedz w skrócie czym się obecnie zajmujesz.

M: Przez blisko dwadzieścia lat pracowałem jako adwokat. Teraz wykładam prawo na renomowanej uczelni i jestem konsultantem wysoko postawionego urzędnika Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Ja: Przez większość tego czasu zajmowałeś się prawami człowieka?

M: Tak, a przez kilka lat także ochroną środowiska.

Ja: W tym czasie poznałeś z pewnością wielu prawników, polityków, biznesmenów…

M: Znam większość osób, które mają jakiekolwiek znaczenie.

Ja: Teraz chciałbym prosić o to samo ciebie, T. Skąd pochodzisz i czym się zajmujesz?

T: Urodziłem się w Syrii. Pracowałem tam jako nauczyciel języka francuskiego, aż zostałem zmuszony do opuszczenia mojego kraju.

Ja: Przebyłeś z pewnością długą drogę, nim trafiłeś do Szwecji.

T: Na szczęście krótszą, niż wielu moich znajomych. Musiałem tylko wytrzymać parę tygodni w tureckim obozie…

Ja: Czym zajmujesz się w Szwecji?

T: Pracuję jako tłumacz, choć mam nadzieję wrócić w przyszłości do nauczania.

Ja: W porządku. Jak już was wcześniej uprzedziłem, nasze rozmowy dotyczyć będą ogólnej sytuacji na świecie, ze szczególnym uwzględnieniem Bliskiego Wschodu. Zgaduję jednak, że poruszymy przy okazji wiele innych kwestii; być może nawet o wiele ważniejszych niż trwający obecnie konflikt w Syrii. Uśmiechasz się, T.

T: To nie jest jakiś tam regionalny konflikt. Sprawa nie dotyczy prezydenta, jego rządu, ani nawet amerykańskich wojsk czy rosyjskich portów. Syria to… No, może zaraz po Ukrainie, jeden z pierwszych tego typu konfliktów, z jakimi będziemy mieć do czynienia przez cały XXI wiek.

Ja: A zatem czym jest tak właściwie ten konflikt? Mówisz o wojnie hybrydowej? W przypadku Syrii…

T: Nie, nie mówię wcale o tym. Syria to klucz do zrozumienia celów, planów i działań ludzi, którzy są twoimi właścicielami.

Ja: Moimi właścicielami?

T: Tak, twoimi. I moimi też.

M: I moimi (śmieje się).

T: Są właścicielami nas wszystkich. Ciężko jednak powiedzieć skąd u nich ten nagły brak cierpliwości. Rozmawialiśmy już z M. na ten temat przed twoim przyjściem i zgodziliśmy się, że ich obecne zachowania nie są w ogóle podobne do tego, co robili w XIX i w XX wieku. Coś się zmieniło. Zrozum Syrię, a zrozumiesz też na czym polega ta zmiana.

Ja: Mam nadzieję pojąć to w pełni z waszą pomocą. Ja chyba rozumiem kogo masz na myśli mówiąc o naszych właścicielach, ale prosiłbym cię o to, byś nieco rozwinął ten temat. Mówisz o tym, że zmienił się ich sposób działania?

T: Nie, nie. Sposób działania jest nadal ten sam. Zmieniło się jedynie to, że nagle zaczęło im się dokądś spieszyć. Ten pośpiech spowodował katastrofalne błędy w Syrii, na Ukrainie, w Egipcie, Etiopii, Sudanie…

Ja: Powoli, powoli. Wytłumacz.

T: Cofnijmy się nieco w czasie. Przypomnij sobie negocjacje traktatu wersalskiego i jego geopolityczne następstwa.

Ja: W porządku…

T: Ile czasu musiało minąć, aby przygotować świat do nowej wojny?

Ja: Mówisz o okresie między 1920, a 1939?

T: Zgadza się! Cisza przed burzą. Ale przecież jeśli się uważnie wsłuchiwałeś, to mogłeś wiele usłyszeć. 19 lat to dość czasu, by każdy kraj zamienić w wielką wojenną machinę, ale coś takiego nigdy nie dzieje się pod czujnym okiem właścicieli tego świata. Nie twierdzę przy tym, że to był wyłącznie ich projekt. Zadecydowała raczej bezczynność i obojętność. Wywołanie kolejnego światowego konfliktu było na rękę tak wielu ludziom, że pragnęli dołożyć swoją cegiełkę do tego wielkiego dzieła. Potrzeba było jednak 19 lat, by znaleźć odpowiednich ludzi, by przygotować kilka krajów, by zabezpieczyć tych, którym nie mogła stać się krzywda… Ich działania można prześledzić całkiem łatwo od wybuchu rewolucji francuskiej, aż po dziś dzień. Różnica o której mówię polega na tym, że wtedy zachowywali ostrożność i nie plątali się we wszystko osobiście.

Ja: Dzisiaj jest inaczej?

M: Grunt zaczął wymykać się im spod nóg.

T: Dokładnie. Nic ich z sobą nigdy nie łączyło, poza kompletnym brakiem empatii i olbrzymią chciwością. Nie wchodzili sobie w drogę tak długo, jak istniały jeszcze szare plamy na mapie wymagające rewolucji, zamachu i kolonizacji. Świat się jednak zmniejszył, ich możliwości zwiększyły się i nagle okazało się, że aby coś komuś wyrwać, trzeba teraz zadrzeć z całym systemem, a nie tylko z jakimś krajem, rządem czy grupą plemienną.

Ja: Skoczyli sobie do gardeł?

T: To za dużo powiedziane. Pieniądz ich z pewnością poróżnił, ale chyba też polityka…

M: Może nawet i ideologia. Do tej pory była im ona obojętna, bo cele były daleko przed nimi i dążenie do nich wymagało od każdej ze stron identycznych działań. Gdy jednak doszli do momentu absolutnej dominacji przekonali się, że ich cele od samego początku nie były wcale takie zbieżne. Poza tym każdy chce być na górze, prawda? Przypominają szefów włoskiej mafii przy jednym wielkim stole. Dopóki wszystko równiutko dzielono, był spokój. Teraz jednak każdy wchodzi na czyjś teren, każdy chce być tym najważniejszym i nie wiadomo, czy całe to spotkanie nie zakończy się jedną wielką strzelaniną.

Ja: Albo akcją policji.

M: Nie ma żadnej policji. Jest tylko mafia.

Ja: Wróćmy do współczesności i Syrii. Po czym wnioskujecie, że stali się niecierpliwi?

T: Przyjrzyj się Państwu Islamskiemu. Przecież już niemal nikt nie wierzy w oficjalną medialną wersję! Nie mówię tu wyłącznie o ludziach z Bliskiego Wschodu, bo my od dawna jesteśmy lepiej zorientowani w kwestiach planów ,,wielkich tego świata”. Spójrz sam na Europejczyków! Kto ci uwierzy, że rebelianci znikąd wzięli tysiące białych Toyot zasuwających po Syrii? Kto ci uwierzy w to, że terroryści sami stworzyli i sfinansowali sprawnie działające struktury quasi-państwowe na terenach okupowanych? Sami się też pewnie uzbroili i przeszkolili?

M: Na te pytania nie uzyskasz oficjalnie żadnej jasnej odpowiedzi. Winni Amerykanie? To trochę zbyt proste. Miałeś na miejscu różne organizacje, różne bojówki, różne stronnictwa. Jak zwykle maczali w tym palce. Wspierali raz jednych, a innym razem drugich, jednak nie wyczarowali z powietrza ich wszystkich. Od internautów dowiesz się, że to bogate kraje muzułmańskie, ale media nigdy nie powiedzą o katarskich i saudyjskich pieniądzach, bo ludzie prędko skojarzą, że są to przecież nasi sojusznicy i sami ich uzbrajamy. Poza tym, że kupujemy od nich ropę, pośrednio finansując cały ten bałagan. Może zatem Rosja? Mało kto uwierzy, że Putin finansuje terrorystów w Syrii, bo każdy wie, że ta zaraza szybko przechodzi na Kaukaz. Co Rosjanom po terrorystach na Kaukazie? Przecież nikt się sam nie prosi o hemoroidy.

Ja: (Śmiech). No dobra, więc kto?

M: Oczekujesz prostej odpowiedzi na skomplikowane pytanie. Co, kto? Pytasz o to, kto chce wyludnić Bliski Wschód? Pytasz o tych, którzy finansowali Państwo Islamskie?

T: Zapytaj o Chiny.

Ja: Skąd wiesz, że miałem taki zamiar?

T: W Syrii ścierają się obecnie interesy nie kilku, ale kilkunastu różnych państw, grup wpływu, lobby i organizacji. Wszystkie się wzajemnie wykluczają. Niektórzy byli co prawda zgodni w paru podstawowych kwestiach, na przykład chcąc odsunąć od władzy Asada albo wygnać chrześcijan z Bliskiego Wschodu, jednak teraz żadnej zgody między nimi nie ma. Wracamy do ich braku cierpliwości! Przypominasz sobie ten nieudany pucz wojskowy w Turcji?

Ja: Przypominam sobie. Erdogan z reguły mówi na głos co myśli, ale w tym przypadku zachował nieco ostrożności. Zasugerował jedynie światu, że skoro chwilę wcześniej zestrzeliwuje rosyjski samolot, a chwilę potem ściska się z Putinem, to cynk przyszedł właśnie stamtąd.

T: Cynk? Może i tak. Ale z całą pewnością nie przyszedł stamtąd plan dokonania tego puczu. Pomyśl tylko! Turcy tak na dobrą sprawę zwalczali wyłącznie Asada i Kurdów, a kto popiera obecnie niepodległy Kurdystan?

M: Izrael.

T: Nawet Amerykanie dali już sobie nieco spokój. Może stwierdzili, że interes się im nie opłaca, bo wspieranie Kurdów skończyło się tym, że druga armia NATO nieco się na sojusz obraziła. A to już stawia cały Bliski Wschód pod nowym znakiem zapytania, gdyż po Turkach możesz spodziewać się wszystkiego. Gotowi są zmienić front w każdej, choćby ostatniej chwili. Mają nawet środki, by w przeddzień wybuchu wojny zdobyć nieco broni jądrowej. To im wystarczy.

Ja: Czyli nieudany pucz…

T: NIEUDANY! Sam sobie odpowiadasz (śmieje się). Nie udał się im pucz! Rozumiesz? Przecież dopiero co udał im się na Ukrainie! Udał im się niedawno w Gruzji, w Egipcie, może nieco mniej w Libii… Mają doświadczenie z połowy świata: od Ameryki Południowej, przez Afrykę, po Daleki Wschód. A tu taka wtopa? Rozpędzili się i wpadli. Podobnie zresztą jak na Ukrainie, ale o tym może M. powie ci coś więcej.

M: Plan był naprawdę świetny. Ukraińcy nawet nie zorientowaliby się w którym momencie ktoś ich przehandlował wszystkim liczącym się światowym korporacjom. Od dawna żyją pod dyktatem oligarchów, mafiozów i nacjonalistów, którym nie sposób posłać choćby broni do walki z separatystami w Donbasie, bo gotowi są połowę sprzętu przehandlować na czarnym rynku, a drugą połowę przepić. Nikt by nawet nie pisnął w momencie sprzedawania całej ziemi ornej w kraju. Nie dosłownie, rzecz jasna. Wystarczy uzależnić każdego rolnika od patentów Monsanto, by korporacja przejęła kontrolę nad dawnym spichlerzem kontynentu. Ropę i gaz dostałby znane nam wszystkim korporacje naftowe, coś by się jeszcze uciułało za resztki przemysłu, a na Krymie powstałaby piękna amerykańska baza wojskowa. Pewnie nie mniejsza, niż w Kosowie.

Ja: Rosja?

M: Rosję należało wcześniej czymś zająć. Gdyby udało się wywołać konflikt w Górskim Karabachu i zaangażować Rosjan do pomocy Armenii, można by skutecznie odwrócić ich uwagę i wplątać Ukrainę w największą transakcję korporacji w historii. A może liczono na to, że zajmie się ich jeszcze czymś innym i coś nie wyszło? Tak czy inaczej, Rosjanie wiedzieli co się dzieje i w porę zareagowali.

Ja: Krym jest już de facto rosyjski, ale de jure…

T: To nie ma znaczenia. Zachowali pozycję na Morzu Czarnym? Zachowali. Kontrolują co chcieli? Kontrolują. Nie mają pod nosem niechcianych gości? Nie do tego stopnia, jak mogło to wyglądać. W momencie przejmowania Krymu, oni nawet o tym Krymie nie myśleli. Myśleli wyłącznie o Syrii. My mogliśmy jedynie się domyślać, że zabezpieczają coś znacznie istotniejszego. Gdyby utracili Krym, dziś Syria wyglądałaby zupełnie inaczej. Kto wie, czy Asad nie podzieliłby już losu Hussajna i Kaddafiego? Nie zdziwiłbym się, gdyby nawet Chiny sypnęły na to groszem.

M: Zgadza się. Południowa nitka Nowego Jedwabnego Szlaku wskazuje nam na nowy liczący się rozkład sił. Myślisz, że tak zupełnie bez powodu Syria, Irak i Iran walczą w tym konflikcie pod jednym sztandarem? Żrą się jedynie dla zachowania pozorów, tymczasem wszystkim zależy na tym, by to Chińczycy w przyszłości weszli tam na miejsce Amerykanów. Należało więc nieco pogonić amerykańskiego i saudyjskiego kota, a Rosja w tym dziele jedynie pomogła.

Ja: Brzmi to tak jakbyście sugerowali, że od samego początku za wszystkim stoją…

T: Chiny.

M: Tak, Chiny. Może nie od początku i może nie całkowicie, ale jedyna istotna karta na tym stole, to teraz karta chińska.

Ja: Podsumowując nieco: pospieszyli się z puczem wojskowym w Turcji…

T: Należało odpuścić sobie Kurdystan i wybrać liczącego się sojusznika. Teraz Turcja pozostaje jedną wielką zagadką, ku uciesze Rosji i Chin.

Ja: Pospieszyli się w Syrii…

T: Propaganda nie zadziałała. Niemal nikt na Zachodzie nie wierzy już w oficjalną wersję o demokratycznej opozycji, o reżimie Asada i o terrorystach, którzy wyskoczyli niczym królik z kapelusza i stworzyli nowiutkie państwo pod nosem najpotężniejszego sojuszu wojskowego w historii ludzkości.

Ja: Pospieszyli się w Egipcie i w Libii?

T: Tak. Chociaż tych bitew jeszcze nie przegrali.

M: Dobrze, że odpuścili sobie Górski Karabach i Iran. To jeszcze nie pora na taką konfrontację. Mogliby jedynie sobie tym bardziej zaszkodzić.

Ja: Nie bardzo jednak rozumiem czy sugerujecie, że Chiny w tej układance są jakimś opozycjonistą do światowego systemu?

M: Nie, to żadna opozycja. Raczej jeden z wielu pretendentów. Mamy bezkrólewie i kilkunastu bachorów z prawami do tronu. Wyobraź sobie z jaką prędkością kupują teraz noże i przygotowują trucizny dla swojego rodzeństwa.

Ja: Chciałem jeszcze zapytać o wodę…

T: Woda to klucz dla Syrii, Izraela, Iraku, Palestyny, a wkrótce i dla dziesiątków innych krajów na świecie. Popatrz na Wzgórza Golan, popatrz na Morze Martwe. A w tym wszystkim siedzą jeszcze korporacje! Mówiliśmy już o tym, prawda? Wiesz co robi Coca Cola w Meksyku? (chodzi o zalegalizowaną grabież zasobów wodnych – przyp. autora)

Ja: Wiem. 

T: Wiesz co proponowało Nestle? (propozycja prywatyzacji wszystkich zasobów wody pitnej na świecie – przyp. autora)

Ja: Tak.

M: Sam więc widzisz. Masz wodę pitną, czyli absolutnie najważniejszą rzecz o jaką w ogóle można toczyć jakikolwiek współczesny konflikt. Masz w tle gaz i nowy rurociąg. Masz projekt wyludnienia Syrii, Libanu, Jemenu i paru innych krajów. Masz prześladowanie chrześcijan na całym Bliskim Wschodzie, przez Indie, po Azję Południowo-Wschodnią, gdzie już przerzuca się niedobitków Państwa Islamskiego. Nie wyobrażasz sobie co w najbliższym czasie czeka Filipiny i Indonezję. Masz rosyjskie porty i nowy szlak handlowy Chin, które nie angażują się w nic na 100%, tylko każą innym wykonywać za nich krecią robotę i liczą przy tym kolejne dolary. Masz wściekły na wszystkich Izrael i masz Turcję gotową do wszystkiego. Niszczy się tam zabytki ludzkości, by niedługo kompletnie sfałszować naszą historię.

Jakby było tego mało, to jest jeszcze przygwożdżony do ściany Iran, który gotów jest ukąsić każdego, kto zbliży się choćby o krok. Ogromne zmiany czekają reżim Saudów. W dodatku zmasowana propaganda legła w gruzach i ulica oraz Internet na temat Syrii mówią od paru lat coś zupełnie innego, niż wszystkie liczące się światowe media. Nie przekonasz już teraz opinii publicznej nawet do świętej wojny z Iranem. No, może poza Amerykanami, bo oni z nas wszystkich mają tej niepodległości i wolności słowa już najmniej.

Ja: A jaki był cel dotychczasowych właścicieli naszego świata?

T: Pozbyć się konkurencji z rejonu, który stanie się beczką prochu.

Ja: Stanie się? A już nią nie jest?

T: Nie. To się dopiero zacznie. Patrz na Filipiny, na Indonezję i na Azerbejdżan, bo tam się wszystko zacznie jeszcze wcześniej. Potem przyjdzie już tylko kolej na Europę.

Koniec części pierwszej 




Cześć 2.

Ja: Sugerujecie, że w najbliższym czasie jakiś większy konflikt czeka także Europę?

T: To nieuniknione.

M: Też tak sądzę. Lina została już naprężona, ale nie wiadomo kto najmocniej za nią pociągnie, ani kiedy to zrobi. Widać wyraźnie, że choć Stany Zjednoczone postarały się uzależnić nas od swojej pomocy niczym chorego od kroplówki, to nie wszystkim w Europie ten stan rzeczy faktycznie odpowiada. Niemcy, gdy tylko się im na to pozwala, chodzą własnymi ścieżkami i marzy im się znów dominacja na kontynencie.

Ja: Są chyba na najlepszej drodze do tego.

M: Z gospodarczego i finansowego punktu widzenia, owszem. Ale nie zapominaj o roli demografii, jak i o paru innych graczach takich jak Francja, Turcja czy Rosja.

Ja: Co może Francja? 

T: Źle postawiłeś pytanie. Nie liczy się to co mogą, a to czego pragną. Móc, czy nie móc, to bardzo względna rzecz, gdyż dziś czegoś nie możesz, a jutro już możesz. Chcący sam sobie stworzy idealne warunki! Tym idealnym warunkiem dla Francji jest zdestabilizowana Afryka Północna, nie mniej niż Brexit.

Ja: Brexit z korzyścią dla Francji… 

T: Pomyśl tylko: strefa euro jeszcze przez jakąś chwilę nie ucierpi. Kraje PIGS (Portugalia, Włochy, Grecja, Hiszpania – przyp. autora) też ciągną na kroplówce, ale przez najbliższe kilka lat czeka nas całkiem niezła koniunktura. Każdy teraz zastanawia się w jaki sposób można wykorzystać tę okazję, by spłacić najbardziej palące długi i poprzesuwać pozycje w budżecie nie na tyle wyraźnie, by społeczeństwa zorientowały się o co toczy się gra, ale na tyle dobrze, by za kilka lat być w zupełnie innej pozycji startowej. Londyńska finansjera wyczuła nadchodzącą falę i szczury uciekły z okrętu, nim ten zaczął tak na dobrą sprawę tonąć. Nie wiesz nawet jeszcze ile jest tu do wyssania! A teraz Francuzi przejmą przynajmniej połowę porcji przeznaczonej jak dotąd dla wyspiarzy i umocnią swoją pozycję przez odpowiednie rozegranie kartą rosyjską i chińską.

Ja: Niemcy najprawdopodobniej zrobią to samo. 

T: Już to robią!

M: Oni są w tym mistrzami. Zwróć uwagę na to, że przez kilkaset lat Brytyjczycy nastawiali Rosjan przeciwko Niemcom albo na odwrót; wszystko zależnie od sytuacji. W czasie jednej wojny byli gotowi zmieniać front kilkukrotnie. Jak myślisz, czy podoba im się obecne zbliżenie Niemiec i Rosjan? Oni chcieliby przecież zyskać na ewentualnym konflikcie, podgryźć kogoś i sprowokować do reakcji tego drugiego, a nawet poszczuć ich krajami Europy Centralno-Wschodniej. Niestety dla nich, jest to strefa wpływów rosyjskich i niemieckich. Poza Polską, która obecnie została poddana amerykańskiej jurysdykcji.

Ja: Dlaczego? 

M: Z obawy o to, że Niemcy wymkną się Amerykanom spod kontroli. Amerykańska obecność militarna w rejonie nie jest wymierzona wyłącznie w Rosję! Poza tym zapobiegają powrotowi koncepcji Trójkąta Kaliningradzkiego, o co nie ma obaw z obecną partią rządzącą przy sterach. Wracając jednak do Brytyjczyków…

Ja: Poczekaj, chcesz mi powiedzieć, że zabrakło tu dla nich miejsca i… stąd Brexit? 

M: Niezupełnie. Anglicy nienawidzą wielu rzeczy, ale najbardziej irytuje ich brak jakiejkolwiek kontroli. To oni długo pociągali z ukrycia za wszystkie sznurki i teraz zostali odstawieni przez wszystkich swoich dotychczasowych przyjaciół, więc wypisali się z klubu, który i tak przestał być elitarny. Jeśli ktoś dostaje zawsze największą porcję, a potem otrzymuje porcję najmniejszą, gotów jest się poważnie obrazić. Londyn poradzi sobie bez nas, tak jak radził sobie dotychczas bez euro. Ale Francji jest to bardzo na rękę, bardzo. Niemcom w dłuższej perspektywie czasu też nie zaszkodzi brak poważnego głosu wewnątrz Unii; w końcu wszystkich innych, poza Francuzami, można będzie łatwo zdyscyplinować.

Ja: A co z Ukrainą? Mówiliśmy o niej jedynie w kontekście wydarzeń na Majdanie i tego co miało po nim nastąpić, ale o obecnej sytuacji nie powiedzieliście ani słowa. 

T: A o czym tu mówić? (śmieje się)

M: Istotnie, nie ma o czym. Kasyno zamknięte, gracze śpią w pokojach hotelowych albo wychylają ostatnie drinki w barze. Dopiero poranny kac przyniesie odpowiedź, że znów wygrało kasyno. Bo jakżeby inaczej?

Ja: Żaden z graczy niczego nie zyskał? 

M: Coś tam zyskali, ale nie tyle, by być z tego zadowolonymi. Rosję obecna sytuacja męczy i nieco martwi, choć tak na dobrą sprawę niczego większego z tego już nie będzie. Niemcy będą coraz mocniej przytulać kijowskie elity. Amerykanie z kolei przejęli całe rezerwy złota, co do ziemi i surowców też chyba się dogadali, ale już wiedzą, że prawdziwa gra rozpocznie się gdzieś dalej, więc nie inwestują w Ukrainę wiele czasu, ani energii.

(…)

Ja: Jestem zdziwiony panującą między wami zgodą odnośnie tego, co tak właściwie czeka światowy system finansowy w najbliższych latach. 

T: Nie zapowiada się na nic większego. Rzeka płynie powoli i spokojnie. Każdy ma czas zabezpieczyć ważne dla siebie pozycje, zainwestować w to co najważniejsze i pozbyć się konkurencji. Do kolejnego pęknięcia baniek spekulacyjnych tak prędko nie dojdzie, ale jest to na tyle nieuniknione, że warto już teraz myśleć co w tej sytuacji należy uczynić.

Ja: Co zatem zrobiłoby teraz poważne i zapobiegliwe państwo? 

T: Ograniczyłoby wydatki socjalne i administracyjne, by móc rozpocząć spłacanie części długów.

M: Na pewno rozważyłoby wiele dużych inwestycji, bo te jeszcze mogą się opłacić. Przede wszystkim w infrastrukturę, edukację i w wojsko.

Ja: W wojsko? 

M: Dobrze słyszałeś.

Ja: Przepraszam, ale w tej chwili pomyślałem właśnie o Polsce…

T: Podlizujecie się nowemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych i chcecie zyskać silniejszą pozycję w NATO. To zrozumiałe zważywszy na fakt, że wasi rządzący w niczym nie różnią się od starych amerykańskich neokonów. Oni myślą dokładnie w ten sam sposób i stąd wiele dużych zamówień u koncernów zbrojeniowych. Teraz jest na to idealna pora.

Ja: Nie cieszę się z przygotowań do konfliktu. Ani nie uważam, by nasza armia miała wiele zyskać na obecnych reformach. 

T: Przecież nie musi. Najważniejsze to stwarzać pozory! Niech niebo patrolują nowiutkie samoloty, gdy tymczasem połowa żołnierzy będzie zasuwać w adidasach. Niech kupią nowe czołgi i zapomną o tym, że one w razie wojny muszą mieć co spalać i że trzeba to też jakoś im dostarczyć. Logistyka nigdy nie była waszą mocną stroną… Bez urazy.

Ja: Nie jestem urażony. Po prostu nie rozumiem skąd to zadowolenie z pozorowanych działań i zwiększania nakładów na przygotowania do czegoś, czego za wszelką cenę powinniśmy pragnąć uniknąć? 

T: Nie jestem zadowolony, tylko pragmatyczny. A wy konfliktu nie unikniecie z racji na swoje położenie bez względu na to, kto będzie tam akurat rządzić. Z geniuszem u władzy nie wyjdziecie już z tego dołka, do którego sami wpadliście. Choć, rzecz jasna, nie wyłącznie z własnej winy. Paskudniejszego miejsca w Europie nie masz, bo kto niby chciałby zostać zawieszonym między Rosją, a Niemcami?

M: Polska z nowym premierem (mowa o p. Beacie Szydło – przyp. autora) będzie we wszystkich rankingach i statystykach wyglądać coraz lepiej. Państwo skumuluje wiele kapitału. Oczywiście tylko po to, by w kraju istniała w ogóle jakaś własność, którą można potem oddawać pod zastaw lichwiarzom.

Ja: Znowu odeszliśmy od meritum. Co z tym kryzysem? 

M: A co ma niby być? Będzie. Cały ten system został skonstruowany tak, by kryzys pojawiał się cyklicznie i umacniał władzę tych, którzy już teraz są najsilniejsi. Przegra gospodarstwo rodzinne, mały przedsiębiorca, średniej wielkości fabryka, właściciel paru nieruchomości, rolnik, nauczyciel i student, ale przecież nie przegra bank, ani korporacja. Oni w samym środku cyklonu wyciągną rączki po pieniądze podatników i każde państwo im te pieniążki podaruje.

T: Ktoś musi zbankrutować, by ktoś inny mógł na tym zarobić. To co duże, w XXI wieku nie bankrutuje. Może wyłącznie rosnąć i zarabiać.

Ja: Czy ten system da się zmienić? 

M: Najpotężniejsi ludzie czerpią z niego zyski, a najbiedniejsi nie mają o nim pojęcia. Zatem nie, nie da się go zmienić. Wytłumacz tylko swoim rodakom, że nie mają nawet najmniejszego wpływu na ilość pieniądza w obiegu, ani na wartość złotówki. Powiedz im potem, że państwo również nie ma na to żadnego wpływu, a przecież z reguły obywatele wierzą w to, że oni sami na państwo mają jakiś wpływ. Skoro jednak nie oni o tym decydują, skoro nie decyduje o tym premier… (śmieje się)

Ja: Uśmiechnąłem się nieco, choć nie widzę w tym niczego zabawnego.

M: To śmiech przez łzy. Przecież gdyby pojęli to z pomocą tak prostych słów, natychmiast wybuchnęłaby światowa rewolucja! Może dlatego nie uczy się ekonomii w szkołach, a rolę ekspertów od ekonomii przejmują wyłącznie osobnicy posługujący się pseudo-ekonomicznym bełkotem? Oni już im tłumaczą dlaczego musi być tak, jak jest teraz. Oni im wszystko wytłumaczą: bańkę za której nadmuchanie nikt nie jest odpowiedzialny, konieczność dofinansowania tego kto jednak najprawdopodobniej odpowiedzialny jest, zwiększenie podatków, wykup przez państwo hut, stoczni czy kolei w jednym jedynym celu, jakim jest ich późniejsze sprzedanie…

Ja: Marni z was optymiści. 

T: A po co ci optymizm? Żyj rzeczywistością. My tę wojnę przegraliśmy już w momencie, gdy oni zaczęli krzyczeć: Liberté, Égalité, Fraternité, ou la Mort! (Wolność, Równość, Braterstwo, albo Śmierć!). Mieliśmy jeszcze wtedy coś do powiedzenia, ale potem poszło już z górki. Zauważ, że nawet hasła się nie zmieniły, bo przecież wciąż chodzi im rzekomo o wolność, równość czy demokrację.

Ja: Demokrację liberalną. Oni zawsze z pomocą przymiotników zmieniają prawdziwą postać rzeczy. Jak dom, który budzi dobre uczucia, a z drugiej strony dom dziecka. Niby to mała zmiana, a jednak…

M: W tym momencie mogą stworzyć oficjalnie jakikolwiek system, a ludzie i tak pozostaną bezczynni. Im już nawet nie są potrzebne żadne kłamstwa. Ja tkwiłem w tym systemie tak długo, że zaczęły mi od nich puchnąć uszy. A wygonili mnie tylko dlatego, że wykazałem się odrobiną zawodowej etyki. Odrobiną! (śmiech)

T: Dobrze, że nie masz jej więcej. Inaczej byś już teraz z nami nie miał nawet jak porozmawiać.

Koniec części drugiej


Rozmowę prowadził: Robert Grünholz

Źródło: 

https://rgrunholz.wordpress.com/2017/12/30/wlasciciele-tego-swiata-cz-1/

https://rgrunholz.wordpress.com/2018/01/04/wlasciciele-tego-swiata-cz-2/


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze